Wiedzieć, to już bardzo dużo. Mieć świadomość – często efekt ogromu pracy. A jednak psychoterapeuta wciąż zauważa kawał roboty do wykonania na kolejnych sesjach.
Wiedzieć i rozumieć intelektualnie, a wiedzieć i znać z doświadczenia emocjonalnego, z tak zwanej autopsji, to dwa aspekty naszej ludzkiej egzystencji. Jak prawa i lewa dłoń na fortepianowej klawiaturze – jeden utwór, a dwie pięciolinie. Terapia to czas na poprawne rozczytanie nut
i skoordynowanie tej dwoistości intelektualno – emocjonalnej, emocjonalno – intelektualnej.
Utwory naszego życia mogą mieć różne melodie i różne wykonania. Niekiedy jedna ręka już wie, już zaskoczyła rytm, zrozumiała akordy, swobodnie biega po czarno-białej trasie, historia nabrała sensu. Druga dopiero się wdraża, trenuje, plącze palcami, widzi, że tamta już wie,
ale ona sama jeszcze tego nie czuje. Albo na odwrót – już słychać emocje, już nostalgia unosi się w przestrzeni, atmosfera się zagęszcza,
a jednak myśl umyka, zwodzi, nie chce akompaniamentu serca.
Jak ćwiczyć? Razem od razu, czy może najpierw osobno doprowadzać do perfekcji te odrębne pięciolinie i potem dopiero je ze sobą przeplatać? Otóż… raz jedna, raz druga, i razem, i od nowa, i znowu. Na każdej sesji jakiś fragment, nie szkodzi, że ponownie o tym samym, ważne, aby choć trochę inaczej, aby ku prawdziwości, wewnętrznej uczciwości. W koło Macieju o tym samym, aż nasze życiowe nuty zabrzmią bez fałszu, aż tonacje myśli i emocji splotą się w harmonii.
Jak już wiemy, że nie ma się czego bać, to jeszcze potrzeba nauczyć emocje, żeby się nie bały. Jak już wiemy, że jesteśmy warci – wartościowi, dobrze to też poczuć. Wierzyć, nie tylko wiedzieć. Kiedy czujemy wściekłość, przydałoby się jeszcze przed sobą samym do tego to przyznać. Gdy mamy świadomość, że to nie nasz obowiązek, przecież jeszcze trzeba ten obowiązek zostawić komuś innemu i mieć się
z tym w sam raz. Albo dokładnie odwrotnie – zmierzyć się z tym, co do nas należy, mieć odwagę nie stchórzyć.
W terapeutycznym fotelu na klawiaturze naszych życiowych historii utwory mogą być przygnębiające, przerażające, niczym ścieżka dźwiękowa do horroru lub serialu kryminalnego, mogą płynąć strumieniami łez… Niech tylko brzmią szczerze, niech wybrzmią od początku do końca, niech się wreszcie opatrzą, osłuchają i znudzą.
Autorem tekstu jest Marcelina Jóźwiak